7 paź 2007
koniec - podsumowania, podziękowania :)))
Chyba musiały byś najpiękniejsze, skoro zdecydowałem się aż tyle czasu poświęcić na napisanie tego bloga :))))
Na początek zakończenia małe wyjaśnienie: skąd tytuł bloga "Panisko na wakacjach"? - Dla tych, którzy mnie nie znają - nie dlatego, że jestem gburem :))) Jeden z uczestników naszej wycieczki szukał sklepu z majtkami.... Zapytałem, czy nie łatwiej wyprać? Stwierdził, że przez 11,5 miesiąca w roku w domu robi za "Marysię" - to na wakacjach chce się poczuć jak Panisko. Więc nie pierze a wyrzuca :) No to my sobie pomyśleliśmy - jak z niego Panisko bo gaci nie pierze to jakie z nas Paniska, skoro fundujemy sobie "najdroższe" zegarki, garnitury i inne gadżety :) I tak już zostało :)
Czas podziękować.....
Czuję się normalnie jak na rozdaniu Oskarów - mam swoje 5 minut i nie mogę nikogo pominąć!!!!!! :))))
Pani Iwonko z Rainbow w Olsztynie - dziękuję za podsunięcie mi pomysłu Tajlandii. Zawsze byłem zadowolony z Pani pomysłów na moje wakacje :) Przy okazji gratuluję Córeczki, która się urodziła podczas mojej Tajlandii :)
Następnie - nasi przewodnicy - Marta Sz. z Rainbow i Khun z S.I. Tours... Program wycieczki to nie wszystko.. Gdybyście Wy nie byli tacy fajni, jacy byliście - nie byłoby aż tylu wspomnień.... Z całą odpowiedzialnością polecam wszystkim Martę jako pilota Waszych wyjazdów :))) Dzięki :) Marta - obiecałem, że napisze reklamację - zawarta jest w całym tym blogu ;)))
I w końcu: Magda, Agnieszka, Ola, Krysia, Marysia, Rysia, Konstancja, Marcin, Rafał - brak mi słów.... ;)))) Spotkać aż tyle fajnych ludzi na raz w jednym miejscu - coś takiego nie wydarza się często....... Tęsknię normalnie za Wami... Dlaczego każdy z nas mieszka w innej części Polski????? Ale skoro było nam dane przebyć ponad 20tys. km żeby się poznać to mam nadzieję, że pokonywanie kilkuset kilometrów pomiędzy naszymi miejscami zamieszkania nie będzie już teraz problemem :)))))
Trawka - dzięki za opiekę nad domem i rybkami :)
Wiolka - dzięki za zorganizowanie chomikowi wakacji nad morzem ;)
Szefie - dzięki za podpisanie urlopu :))))
Kasia - dzięki za zastępstwo :)
Nuska i Żmijka - dzięki za powitanie na Okęciu :)
Rodzice - dzięki za wychowanie tak fajnego człowieka jak ja ;)))))))))
Komu jeszcze, komu????? ;))))))
acha -
Dziękuję wszystkim tym, którzy dotrwali do końca i przeczytali całość tych wspomnień :)))
Pozdrawiam...
I jak to mówił znany wieszcz:
"koniec i bomba, a kto czytał ten trąba" :)))))))))
ps. na specjalne życzenie ;))) - zdjęcie z nagłówka w całości... Gratis
Tytuł - "Złoty ząb" :)))))
dzień 16 - 01.10.2007 - Istambul, Warszawa, Olsztyn
dzień 15 - 30.09.2007 - Jomiten, Bangkok
Kończy się to, co jeszcze nieco ponad dwa tygodnie temu było wielką niewiadomą.... Do godziny 12.00 musimy opuścić pokoje - poza tymi, którzy opłacili przedłużenie doby hotelowej.
Spakowani. Nie chcemy czekać do 12.00 z opuszczeniem pokojów. około 11.00 znosimy główne bagaże do przechowalni, podręczne zostawiamy u Agnieszki.... Na koniec postanawiamy zaszaleć. Idziemy sobie we czwóreczkę do pobliskiego salonu masażu. Masaż stóp. 200 bathów od osoby.
dzień 14 - 29.09.2007 - Pattaya, Koralowa Wyspa
Chyba wszyscy pierwsze kroki kierują na balkony.... Ufffff.... Nie wieje!!!!! Czyli plany popłynięcia na Koh Larn są aktualne :))) Później się okaże, że dzięki tym wczorajszym wiatrom dziś się wypogodziło i mamy prawdziwie słoneczny dzień...
Więc śniadanko i o 8.30 jesteśmy pod biurem podróży i potwierdzamy, że płyniemy. Wracamy do hotelu z dobrą wiadomością, wszyscy już czekają w hallu. Chwilę przed 9.00 pojawia się Pani z BP, która doprowadza nas do naszej motorówki... Sprawnie się w niej lokujemy i płyniemy... Oczywiście podziwiamy widoki po drodze
Tak!!! To nam odpowiada!!! :))) Mała plażyczka, kilkadzieści leżaków... Tu też się zatrzymujemy.
O takich kolorkach mówię właśnie :)
Zakupy na "dużej plaży" bardzo się udały... Tu kupiliśmy większość brakujących prezentów i to w bardzo korzystnych cenach :))) W drodze powrotnej jeszcze mała sesja zdjęciowa.... Piękny człowiek na pięknym tle ;))))
No i oczywiście - jak przystało na dzień świstaka.. Później było Walking Street i piwko na balkonie.... Różnica taka, że był to już ostatni nasz balkonowy wieczór.... Płakać się chciało, że to już ostatni raz - w tym fajnym składzie, w tym fajnym miejscu - spijamy sobie takie fajne piwko :((((( Aż teraz jak piszę, to jakaś tęsknota mi się w sercu zbiera ;((( Madzia, Aga, Rafał i ja... :(
To były świetne wakacje, głównie dzięki świetnym ludziom, których na nich poznałem..... Ale napiszę jeszcze o tym na zakończenie. Wszak do opisania pozostały mi jeszcze dwa dni :)))
Ale, ale... Jest szansa, że jeszcze tam powrócimy... Mimo umawiania się, w końcu nie wybraliśmy się na żaden Pussy Show..... A być w Rzymie i Papieża nie widzieć.. Chociaż nie... Sorki... Niewłaściwe porównanie :)
Ale mamy po co wracać... Żeby zapoznać się bliżej z życiem nocnym ;)))
Dobranoc :)))
6 paź 2007
dzień 13 - 28.09.2007 - Jomiten - Pattaya
Rafał prosi o taki dopasowany w talii. Krawiec mówi: "OK, ale Twojemu koledze tak nie zrobię"... Znowu nie rozumiem dlaczego??? Przy mojej zgrabnej figurze??? ;)))
A..... Dużo pisałem o seven - eleven.. Pstryknąłem fotkę żebyście - jak już pojedziecie - wiedzieli, gdzie zaopatrywać się w spożywkę :)
No więc - obkupieni - idziemy dalej na plażę... Rzut oka na główną ulicę w Jomiten:
No i jesteśmy na plaży.... Małe zdziwienie, chociaż potwierdza się to, o czym wiedzieliśmy już gdzieś z netu... Plaża nie jest czysta... Woda również nie jest czysta...... Poza tym - tylko nieliczne leżaki są zajęte, plaża świeci pustkami, mimo iż wynajęcie leżaka kosztuje tylko 20 bathów....
Ja - najodważniejszy przecież ;) - nawet postanawiam zanurzyś się w wodzie... Dochodzę mniej więcej do kolan... O uda już się boję, bo woda jakaś nieprzezroczysta ;))) No i co tu robić??? Szybka decyzja - wracamy na basen hotelowy... Decydujemy też, że na jutro wynajmiemy łódź i popłyniemy znowu na wyspę.Zegarek podoba się i Madzi i Adze i Rafałowi... Ale - jakie szczęście - jest tylko jeden :))))))) Pan nawet wzywa posiłki - koleżankę z zegarkami, ale ona też nie ma.... Obiecuje, że ok. 18-tej przyniesie nam pod hotel kolejne 3 sztuki...
Wracamy do hotelu. Po drodze - lokalne biuro podróży. Wysyłamy Rafała na zwiady - wynajęcie na jutro 20-osobowej motorówki na cały dzień będzie kosztowało 4200 bathów (po negocjacjach). OK, ale trzeba zebrać 20 osób!!! Od tej pory zaczepiamy wszystkich Polaków z naszego hotelu... Okazuje się, że nie jest łatwo - konkurencyjna grupa - nazwijmy ją Arka Gdynia (wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi) też zbiera grupę...
Lokujemy się na basenie.. Ja po wczorajszej wyspie - mimo iż bez słońca, nie decyduję się na zdjęcie t'shirta - jestem jakby czerwonawy :)))
Zaczynamy narzekać... Na wakacjach nie ma "letko" ;))) Plany na dalszą część dnia są bardzo napięte:
16.30 - jakiś lunch
17.45 - ma przyjść pod hotel Pani z zegarkami
18.00 - na tą godzinę umawiamy w hallu hotelu wszystkich, którzy chcieliby z nami jutro płynąć na wyspę
18.30 - trzeba zarezerwować łódź, bo biuro zamyka się o 19.00
19.00 - piwo u Rafała w pokoju
20.00 - przymiarka garniturów
20.30 - wyprawa na Walking Street...
Cholercia - nawet na wakacjach człowiek nie ma chwili na odpoczynek ;)))
Ale jakoś musimy podołać...
Obiadek - dziś decydujemy się na pizzę w pobliskiej rosyjskiej knajpie. Koszt pizzy to 220 - 280bathów. Ale rozmiar ma taki, że nawet ja mam problemy z jej przejedzeniem...Jemy, i czujemy, że wiatr wzmaga się coraz bardziej.. Zaraz po posiłku przechodzimy na drugą stronę ulicy i już jestyeśmy na plaży... Zaniepokojenie - fala dość duża... Czy oby bezpiecznie będzie jutro płynąć na wyspę???
Nic to.. Damy radę... Liczymy na to, że jutro będzie lepiej :) Wracamy czem prędzej do hotelu, bo miała się pojawić Pani od zegarków.. Niestety - okazuje się niesłowna.. Nie pojawia się :( Chociaż dla mnie to raczej :), bo tylko ja będe miał tak piękną Omegę :)))
No więc o 18.00 zebranko... Nie jest źle, zebrało się 17 osób, czyli wynajęcie łodzi na jutro będzie kosztowało 247 bathów od osoby (20 PLN)... Zbieramy kaskę... Szybciorkiem do BP, rezerwujemy z zastrzeżeniem, że jak rano będzie wiało tak jak dziś to zrezygnujemy... Zakupki w 7-11 - piwko - i czas na kolejny punkt napiętego programu - piwko w pokoju...
Czasu jest niewiele. Już chwilę przed 20.00 jesteśmy u "tailora".... Mój garnitur ma już swój zarys ;)))
OK, zgłaszam małe poprawki i pędem wskakujemy do pickup'a. Jedziemy na Walking Street.... Ta ulica ma coś w sobie.... W każdym zaułku, w każdych drzwiach, w każdym oknie dzieje się tak dużo, że człowiek skupić się nie może ;)))
Nie jesteśmy sami.. Wszędzie tłumy ludzi...
No to jeszcze kilka fot:
Pamiętając jedną zasadę - nigdy nie wiesz, czy na pewno trafisz na kobietę - poprzestajemy na wzrokowych doznaniach :)))
Wymęczeni tym intensywnym dniem wracamy do Jomiten..
O dniu świastaka już nie muszę chyba pisać ;))) Piwko i lulu.... :)
Kolorowych snów :)