Wstajemy rano, śniadanko i punktualna zbiórka przed hotelem. Spoglądam na ustawiony przed wejściem "ołtarzyk" poświęcony Królowi Ramie IX (jakich wiele w tym kraju). Data na tablicy jest prawidłowa. Tak, w Tajlandii mamy już rok 2550 - liczony od narodzin Buddy:
Wszystkie czekają na nas, nasze pieniądze, banany i pędy bambusa ;))) Tylko w tej wiosce zrobię dziś 157 zdjęć. Za niektóre z nich wypada zapłacić, na szczęście grosze, bo tylko po 20 bathów. Płatne "pozycje" to np.
I z przodu
pracujące
tankujące ;)
Kąpiel słoni jest równie fascynująca :)))
Teraz udajemy się na wysokie podesty, z których zostajemy zapakowani do bryczek ciągnionych przez bawoły... Zachwyt nad otoczeniem przeplata się z bolesnymi wstrząsami - wozy są na drewnianych kołach ;(((
Do czasu - ulegam małej dziewczynce, która proponuje mi zakup dzierganej bransoletki na rękę :)))
Wskakujemy dwójkami na te słonie i już teraz nie wiem co bardziej przeżywać: czy to, że siedzę na słoniu, czy widoki jakie się rozpościerają wokół, czy to, że słoń co chwilę podnosi w naszym kierunku trąbę w celu uzyskania bambusa czy banana :)
Skąd banany i bambusy??? Co jakiś czas stoją wysokie platformy, na których siedzą Panie sprzedające takie frykasy. Cena: 20-30 bathów za wiązkę.. No i jak tu nie kupić, skoro słoń prosi ;)))
Więc jedziemy..... Rafał, na niektórych zdjęciach zrobiłem Ci kwadratową twarz, no bo Cię nie pytałem o zgodę, czy mogę Cię w necie umieszczać..... Jak kiedyś to przeczytasz i się zgodzisz to przywrócę Ci dawne kształty ;))) Ale musiałem te zdjęcia wykorzystać, a Ty z kadru nie zlazłeś ;)))
ps. No i Rafał kazał się odkryć na zdjęciach, bo twierdzi, że wygląda jak poszukiwany ;)))

widoki jak mówiłem pięęęękne :)))

a słoń je i je :)

jeszcze przeprawa przez rzekę

I zaraz kończymy naszą okołogodzinną przygodę na karku słonia
Chwila odpoczynku i obiad.. Tu w oko wpadł mi ciekawy, a przy okazji bardzo smaczny owoc - rambutan
OK, nie samym jedzeniem człowiek żyje... Na dziś jeszcze nie koniec atrakcji.... Teraz udajemy się na spływ tratwami. Madzia, Marcin, Krysia, Aga i znowu Rafał - Wasze twarze odkryję dopiero, jak wyrazicie mi na to zgodę....
jeszcze przeprawa przez rzekę
Chwila odpoczynku i obiad.. Tu w oko wpadł mi ciekawy, a przy okazji bardzo smaczny owoc - rambutan
i znowu PS... Aga również nie życzyła sobie kratki na twarzy :)))
widoki wprowadzają w zadumę ;))

a ja spokojnie spijam mleczko kokosowe... Tak szczerze, to zawsze wyobrażałem sobie, że będzie to miało lepszy smak ;))))
Nawet nie wiem kiedy, ale wizyta w Wiosce Słoni dobiegła końca
Wsiedliśmy do autobusów strasznie wymęczeni. Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji na dziś... Fauny dziś było dużo, to przerzuciliśmy się na florę ;)))
Pojechaliśmy jeszcze do ogrodu orchidei....
I kilka fotek tych pięknych kwiatów





Później już był tylko powrót do hotelu w Chiang Mai. Nawet nie bardzo pamiętam, co tego wieczoru robiliśmy.. Chyba po kolacji poszliśmy do sklepu po piwo i przeżywaliśmy później to, co dzisiejszego dnia widzieliśmy... To akurat mało ważne... Wrażenia właśnie z tego dnia nadal są silne i nadal uważam, że był to najpiękniejszy dzień wycieczki... I wart był nie tylko wydanych 1200 bathów, ale na pewno dużo większej kaski....

Ja chętnie pomagam naszemu "flisakowi" ;)))
a ja spokojnie spijam mleczko kokosowe... Tak szczerze, to zawsze wyobrażałem sobie, że będzie to miało lepszy smak ;))))
Wsiedliśmy do autobusów strasznie wymęczeni. Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji na dziś... Fauny dziś było dużo, to przerzuciliśmy się na florę ;)))
Pojechaliśmy jeszcze do ogrodu orchidei....
I kilka fotek tych pięknych kwiatów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz