6 paź 2007

dzień 11 - 26.09.2007 - Bangkok, farma krokodyli, Pattaya-Jomiten

Noc w pociągu minęła spokojnie... Rano wysiadamy na dworcu w Bangkoku.Piechotą dochodzimy do restauracji, w której mamy nie tylko możliwość zjedzenia śniadania, ale w miarę cywilizowanego skorzystania z łazienki ;))) To luksus w porównaniu z pociągiem :)))
Pod restauracją czeka już na nas nasz autobus. Ruszamy w drogę. Przez szybę robię ostatnie foty Bangkoku - już nie zobaczę tego miasta za dnia :(

Zanim dojedziemy do miejsca naszego wypoczynku mamy jeszcze jeden - fakultatywny - punk programu - wizytę na farmie krokodyli, tygrysów i innych biednych zwierzątek. Jest to jedna z największych farm krokodyli na świecie... I co z tego??? Akurat te pieniądze wydane na wizytę na farmie (300 bathów) uważam za wyrzucone w błoto. Chyba, że ktoś lubi połączenie cyrku z zoo.
Zaraz przy wejściu wita naś świnia karmiąca tygryski i tygrysica karmiąca prosiaki. W szklanych klatkach. A ja się pytam: „po co?”

Zaraz obok można zrobić sobie zdjęcie z tygryskiem na kolanach. Za 150 bathów... Biedny tygrysek przekazywany jest z rąk do rąk jak maskotka.


Idziemy dalej... Kolejne zwierzęta za szybą

Wychodzimy z tego pomieszczenia.. Może dalej będzie lepiej??? Niestety nie. W kolejnym pawilonie, w kilkunastu klatkach przetrzymywane są małe tygryski. Za 50 bathów można kupić butelkę z mlekiem i przez szczebelki nakarmić wybranego bobaska... Brrrrrr


Niestety - to jeszcze nie koniec. O 10.30 ma się rozpocząć Crocodile Show. Zajmujemy miejsca na widowni. Pani z Panem próbują wprowadzić wszystkich w grozę bawiąc się z krokodylami.


To niestety też mnie nie kręci.. Zaraz potem, o 11.00 - Amazing Circus. Szoł otwierają tresowane świnki, by po chwili ustąpić miejsca tresowanym tygrysom.


Dłużej nie da się tego oglądać!!!! Wychodzimy, aby popatrzeć na setki krokodyli przetrzymywanych w otoczonych betonowym murem kojcach.


Kierujemy się w stronę wyjścia. Po drodze mijamy jeszcze miejsca, gdzie można zrobić zdjęcia z królikami, wielblądami, sarną, małpką ubraną w ludzkie ciuchy. Po 150 bathów każde.
Rezygnujemy zupełnie z oglądania wyścigu świń i już za wyjściem, w oczekiwaniu na pozostałych, wolimy wypić sobie ice-coffe. Jeszcze raz powtórzę. Dużymi literami. ŻENADA!!! Moim zdaniem miejsca takie powinno się zamykać.
Z wielką chęcią ruszamy w dalszą drogę - do Pattaya już całkiem niedaleko. Staramy się jak najszybciej zapomnieć o traumie, jaką przed chwilą przeżyliśmy....

Po jakimś czasie dojeżdżamy na miejsce. Żeby dojechać do Jomiten trzeba przejechać przez całą Pattaya. Miasto prezentuje się okazale. Nieźle z zewnątrz prezentuje się również holet Jomihen Thani, w którym zostajemy zawaterowani.

Marta sprawnie rozdaje klucze i po chwili jesteśmy w pokojach.. Ostatnie, 11-te piętro - nieźle... Pierwsze kroki w pokoju kieruję na balkon. Suuuper! Piękny widok na morze :)))

Spoglądam w dół - basenik. Fajny...

Rzut oka na ulicę. Widoki też niczego ;)))


Już niedługo takich widoków będziemy mieli dość, ale póki co wygląda interesująco ;)))
Nie ma zbyt dużo czasu na rozglądanie się, bo na dziś jeszcze zaplanowany jest wyjazd na Rewię Transwestytów, dodatkowo płatny 720 bathów. Bez przekonania, ale jedziemy.
Rewiowe pickup'y podwożą nas na miejsce.

Okazuje się, że to całkiem fajna rewia. Bardzo dobre nagłośnienie, w szybkim tempie zmieniająca się scenografia no i przede wszystkim stroje!!!!! Co chwilę inny styl....
I kolory!!!!!!!!!!!! Tylu kolorów naraz w jednym miejscu to ja w życiu nie widziałem!!!! To nawet więcej kolorów niż w ogrodzie orchidei, w którym byliśmy wczoraj :)))
Kolory, kolory, kolory

pokuszam się nawet na nakręcenie kilku filmików :)


i oczywiście zdjęcia, zdjęcia....








I filmiki






Generalnie - ideę całej rewii można podsumować jednym zdjęciem:

Show trwa godzinę. Warto było.... Nasuwa nam się tylko jeden wniosek - w tym kraju bardzo, ale to bardzo trzeba uważać, bo nigdy nie wiadomo, czy na 100% napotkana osoba jest płci, na którą wygląda... Zresztą oceńcie sami po zdjęciach....
Jest jeszcze propozycja Marty, aby po rewii zostać w Pattaya, część z niej korzysta, ale my tę przyjemność pozostawiamy sobie na jutro. Wracamy do Jomiten, naszą grupką idziemy na spacer po plaży. Cudownie. Między innymi dlatego, że po ciemku nie widać, jak ta plaża jest brudna :))) W drodze powrotnej piwko w barze, zakupy w Seven Eleven, posiadówka z Madzią i Agą na balkonie u Rafała. Takie posiadówki odbywały się już do samego końca :)))
Dobranoc, jutro płyniemy na wyspę :)))


uzupełnienie...

Na specjalne życzenie zamieszczam jeszcze kilka filmików z rewii:




2 komentarze:

Anonimowy pisze...

juz tak nie placz o tych krokodylach!

mkkolsztyn pisze...

Nosz nie płaczę.... Opisuję...
;)