6 paź 2007

dzień 12 - 27.09.2007 - Jomiten, Wyspa Koralowa

No i mamy w końcu prawdziwe wakacje. Wypoczywamy...
Prawie prawdziwe, bo dziś znowu nie można było pospać na maxa. A to dlatego, że na dziś mamy zaplanowany rejs na wyspę Koh Larn (Wyspa Koralowa). Zbiórka o 9.00, spacerkiem idziemy na plażę, a tam już czekają na nas szybkie łodzie. Całe szczęście, że są to szybkie łódeczki, bo normalnymi płynie się na wyspę nawet do 1,5 godziny, a naszą dopłyniemy w 20-30 minut.
Podróż taką łodzią to niezłe przeżycie. Na wodzie jest niewielka fala, dzięki czemu podskakujemy jak na byku z rodeo :)))) Podróż mija bardzo szybko i w pewnym momencie naszym oczom zaczyna ukazywać się piękny obraz. Co prawda niebo tego dnia było dość pochmurne więc zdjęcia nie oddają w pełni tego co widzieliśmy, ale i tak jest fajnie :)))

po chwili dobijamy do brzegu.


zajmujemy leżaczki, Pan zbiera po 100 bathów od osoby i....... czujemy się jak w raju :))))
Doceniamy teraz to, że nie ma bezpośredniego słońca.... I tak jest duszno, a nasze ciałka powoli i równomiernie czerwienieją :))) Obserwujemy toczące się na brzegu życie

Nawet zostaję plażowym bohaterem, bo ratuję tonącego... Noszę go później na rękach i wszystkim się chwalę ;)))) Nazywa się Mr Szarańcza i jest mi dozgonnie wdzięczny ;)))

Oczywiście - jak to przystało na wakacje - kilka obowiązkowych "pozowanek" - niektóre z "zamazanymi twarzami" :)))


ps. Dziewczyny - dzięki. Tak jak prosiłem - pięknie przysłoniłyście mi brzuszek ;)))

Obiadek..... Już wcześniej Khun chodził z zamówieniami i pytał: "fish or chicken?".. Wybrałem fish - jak na wyspę przystało... Jak się okazało, poza fishem podano również koszyczek owoców morza.. Wszystkim, którzy wybrali chickena, gul lekko podskoczył.. Prawie wszystkim ;)

Na plaży jesteśmy do godziny 16-tej. Robimy też tam trochę zakupów - okazuje się, że można tu kupić wszystko taniej niż w Pattaya, więc grzech nie skorzystać :)))
Jeszcze rzut oka na wyspę

i powrót do hotelu. Hotel od strony morza również prezentuje się nieźle :)

Na kolację wybieramy się do pobliskiej knajpki należącej do anglo - tajskiego małżeństwa.. Fajne dzieci mają, szkoda, że im fot nie zrobiłem... Ale foty knajpy jak najbardziej :)



Żarcie bardzo dobre i stosunkowo niedrogie. Za 150-200 bathów podają porcje nie do przejedzenia :)
Wracając z kolacji spoglądamy, co tam się dzieje u "koleżanek"... Jak zwykle - wesoło i tłoczno :)))

Wieczorkiem wyprawa do Pattaya. W końcu czas zobaczyć, po co takie tłumy ludzi przyjeżdżają z całego świata do tego miasta ;))) Za 20 bathów od łepka dojeżdżamy do centrum. Na chwilę zaglądamy na najważniejszą w "tym biznesie" ulicę - Walking Street


Jednak dziś ponownie zwycięża zew zakupów :))) Odbijamy w drugą stronę, na ulicę Beach Road... Co prawda ja znowu nic nie kupiłem, ale Aga jak zwykle zaszalała :))) Co prawda nie potrzebowała jeszcze wózka transpotrowego:



ale niewiele brakowało... Wracamy do hotelu.. Dzień świstaka ;))) Piwko na balkonie i lulu....
Dobranoc :)
Jutro i ja się rzucę w "wirek zakupów" :)))

Brak komentarzy: