6 paź 2007

dzień 13 - 28.09.2007 - Jomiten - Pattaya

Dzisiejszy dzień w końcu pozwoli na rzeczywisty odpoczynek, nigdzie poza Pattaya się nie wybieramy.... Więc wszystko na spokojnie... Wysypiamy się ile kto chce - tak, żeby zdążyć na śniadanie przed dziesiątą.
Spotykamy się przy śniadaniu. Ustalanie planów na dziś. Pierwsze, co ustalamy to to, że idziemy dziś nad morze... Ale klaruje się jeszcze jeden plan.. Otóż wczoraj wyczailiśmy krawca koło hotelu i spojrzeliśmy na ceny..... No i tak - od słowa do słowa - postanawiamy, że zajdziemy tam dziś spojrzeć co mają do zaoferowania.
A więc już przed jedenastą jesteśmy u krawca... Przeglądamy materiały i katalogi.... Szybka decyzja - ja i Rafał uszyjemy sobie garnitury.... Aga zastanawia się nad płaszczykiem.
Panowie krawcy zaczynają brać z nas miarę... I o ile pomiary Rafała przebiegają spokojnie, o tyle przy mnie krawiec głośno śmieje się przy zdejmowaniu każdej miary..... Sam nie wiem do dziś, dlaczego??? ;)))

Rafał prosi o taki dopasowany w talii. Krawiec mówi: "OK, ale Twojemu koledze tak nie zrobię"... Znowu nie rozumiem dlaczego??? Przy mojej zgrabnej figurze??? ;)))

OK. Miary zdjęte, wybrane materiały: i na koszule i na garnitury... Wybieramy oczywiście najdroższy - kaszmir - w końcu Paniska są na wakacjach... ;))) Aga cały czas nie może zdecydować się na płaszczyk, chociaż jeden - czerwony - wszystkim się bardzo podoba.... Tylko cena, jaką sobie życzą za płaszyczyk jest wyższa, niż za nasze garnitury... A, nie podałem ceny garnituru - razem z koszulą (też na miarę) będzie kosztował 105 EUR. Wybieramy model z katalogu Armaniego... Wygląda zwyczajnie, ale brzmi dumnie :)))

Prosto od krawca idziemy w stronę plaży - to raptem 200 - 300 m.
Prawie prosto - po drodze wstępujemy jeszcze do jakiegoś sklepu i każdy coś kupuje: koszulki, spodenki, inne bawełny ;))) Nawet ja pozwoliłem se na t'shirta z na złoto nadrukowanym napisem "Thailand" i dwoma słonikami :) Ceny koszulek w granicach 100-130 batów (8-10PLN)



A..... Dużo pisałem o seven - eleven.. Pstryknąłem fotkę żebyście - jak już pojedziecie - wiedzieli, gdzie zaopatrywać się w spożywkę :)


No więc - obkupieni - idziemy dalej na plażę... Rzut oka na główną ulicę w Jomiten:



No i jesteśmy na plaży.... Małe zdziwienie, chociaż potwierdza się to, o czym wiedzieliśmy już gdzieś z netu... Plaża nie jest czysta... Woda również nie jest czysta...... Poza tym - tylko nieliczne leżaki są zajęte, plaża świeci pustkami, mimo iż wynajęcie leżaka kosztuje tylko 20 bathów....

Ja - najodważniejszy przecież ;) - nawet postanawiam zanurzyś się w wodzie... Dochodzę mniej więcej do kolan... O uda już się boję, bo woda jakaś nieprzezroczysta ;))) No i co tu robić??? Szybka decyzja - wracamy na basen hotelowy... Decydujemy też, że na jutro wynajmiemy łódź i popłyniemy znowu na wyspę.
Kierujemy się w stronę hotelu.. Na chwileczkę przysiadamy na ławeczce przy deptaku nadmorskim i ze wszech stron pojawiają się sprzedawcy wszystkiego: od masażu stóp przez okulary, coś do jedzenia po zegarki.... Od niechcenia przeglądamy zegarki i raptem jeden wszystkim wpada w oko.. Męska Omega.,... Mam szczęście, że akurat jest w moich rękach... Jak wszystkim się podoba to mi też :))) no więc mówię - BIORĘ!!!! Cena wyjściowa 1200 bathów, a jako, że sprzedawca widzi, że nie zależy mi zabardzo i jestem twardy w negocjacjach - cena końcowa, jaką uzyskuję to 300 bathów (25PLN). Głupio się wycofywać - kupuję. Tym bardziej, że jej brązowy cyferblat oraz jaby paytnowa bransoleta fajnie będa pasowały do nowego garnituru :)))




Zegarek podoba się i Madzi i Adze i Rafałowi... Ale - jakie szczęście - jest tylko jeden :))))))) Pan nawet wzywa posiłki - koleżankę z zegarkami, ale ona też nie ma.... Obiecuje, że ok. 18-tej przyniesie nam pod hotel kolejne 3 sztuki...

Wracamy do hotelu. Po drodze - lokalne biuro podróży. Wysyłamy Rafała na zwiady - wynajęcie na jutro 20-osobowej motorówki na cały dzień będzie kosztowało 4200 bathów (po negocjacjach). OK, ale trzeba zebrać 20 osób!!! Od tej pory zaczepiamy wszystkich Polaków z naszego hotelu... Okazuje się, że nie jest łatwo - konkurencyjna grupa - nazwijmy ją Arka Gdynia (wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi) też zbiera grupę...


Lokujemy się na basenie.. Ja po wczorajszej wyspie - mimo iż bez słońca, nie decyduję się na zdjęcie t'shirta - jestem jakby czerwonawy :)))


Zaczynamy narzekać... Na wakacjach nie ma "letko" ;))) Plany na dalszą część dnia są bardzo napięte:

16.30 - jakiś lunch

17.45 - ma przyjść pod hotel Pani z zegarkami

18.00 - na tą godzinę umawiamy w hallu hotelu wszystkich, którzy chcieliby z nami jutro płynąć na wyspę

18.30 - trzeba zarezerwować łódź, bo biuro zamyka się o 19.00

19.00 - piwo u Rafała w pokoju

20.00 - przymiarka garniturów

20.30 - wyprawa na Walking Street...

Cholercia - nawet na wakacjach człowiek nie ma chwili na odpoczynek ;)))

Ale jakoś musimy podołać...

Obiadek - dziś decydujemy się na pizzę w pobliskiej rosyjskiej knajpie. Koszt pizzy to 220 - 280bathów. Ale rozmiar ma taki, że nawet ja mam problemy z jej przejedzeniem...Jemy, i czujemy, że wiatr wzmaga się coraz bardziej.. Zaraz po posiłku przechodzimy na drugą stronę ulicy i już jestyeśmy na plaży... Zaniepokojenie - fala dość duża... Czy oby bezpiecznie będzie jutro płynąć na wyspę???


Nic to.. Damy radę... Liczymy na to, że jutro będzie lepiej :) Wracamy czem prędzej do hotelu, bo miała się pojawić Pani od zegarków.. Niestety - okazuje się niesłowna.. Nie pojawia się :( Chociaż dla mnie to raczej :), bo tylko ja będe miał tak piękną Omegę :)))

No więc o 18.00 zebranko... Nie jest źle, zebrało się 17 osób, czyli wynajęcie łodzi na jutro będzie kosztowało 247 bathów od osoby (20 PLN)... Zbieramy kaskę... Szybciorkiem do BP, rezerwujemy z zastrzeżeniem, że jak rano będzie wiało tak jak dziś to zrezygnujemy... Zakupki w 7-11 - piwko - i czas na kolejny punkt napiętego programu - piwko w pokoju...

Czasu jest niewiele. Już chwilę przed 20.00 jesteśmy u "tailora".... Mój garnitur ma już swój zarys ;)))


OK, zgłaszam małe poprawki i pędem wskakujemy do pickup'a. Jedziemy na Walking Street.... Ta ulica ma coś w sobie.... W każdym zaułku, w każdych drzwiach, w każdym oknie dzieje się tak dużo, że człowiek skupić się nie może ;)))

Nie jesteśmy sami.. Wszędzie tłumy ludzi...

dziewczyny tańczą nawet w oknach.. Ta akurat w oknie z napisem "Only European Girls"

No to jeszcze kilka fot:








Pamiętając jedną zasadę - nigdy nie wiesz, czy na pewno trafisz na kobietę - poprzestajemy na wzrokowych doznaniach :)))

Wymęczeni tym intensywnym dniem wracamy do Jomiten..

O dniu świastaka już nie muszę chyba pisać ;))) Piwko i lulu.... :)
Kolorowych snów :)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Z całym szacunkiem , super wycieczka ale nie musi Pan się chwalić że kupił podróbkę zegarką OMEGA.Mam nadzieje że zrobił Pan to dla zabawy(wątpliwej) i nie chodzi Pan w nim. Dla uświadomienia zegarki OMEGA w Polsce zaczynają się od ponad 4 tys zł. Tajlandia jest tania ale nie aż tak:):)Legenda marki OMEGA na pewno nie jest tak wyceniana:):)

mkkolsztyn pisze...

dzięki za szacunek :)
Zegarka nie noszę jeśli ma to w czymś pomóc, ale - wybacz - bawię się świetnie :)

Anonimowy pisze...

Nawet tutaj można natknąć się na komentarz ultramoherospołeczniaka, naprawdę nieoceniona przydatność Pańskiego komentarza Panie Omega, ja za to dziękuję za doskonałą formę przybliżenia tej przygody i z pewnością atakuję z żonką w ten deseń. pozdrawiam Cię Mirku i dzięki raz jeszcze. Gruby