5 paź 2007

dzień 3 - 18.09.2007 - Bangkok

Pobudka - godzina 6.30, czyli 1.30 czasu polskiego.
Ciężka była to noc.... Pięciogodzinna różnica dała znać o sobie. Wyspany jest chyba tylko nasz tajski przewodnik Khun. Pozostali mają jakoś dziwnie podkrążone oczy, ale są gotowi do wyzwań. Wszak to pierwszy prawdziwy dzień realizacji programu wycieczki ;)))
Siadamy do autobusu, jedziemy ulicami miasta. Zatrzymujemy się przy kantorach w celu wymiany walut. I tu pierwsza wpadka, której na szczęście już nie powtórzę.... Od razu spod kantorów udajemy się nad rzekę i siadamy do łodzi. Tak zaczyna się wodny spacer po klongach, widoki piękne, karmienie sumów z łodzi, śluzy, domy na palach.. Wpadka polega na tym, że aparat został w autobusie!!!!!!!
Wysiadamy z łodzi, spacer po rynku kwiatowym w Chinatown.. Ja dalej nie mam aparatu.... Na szczęście wszystkie utracone możliwości zdjęciowe powtórzą się jeszcze w innych miejscach...
I znowu autobus... Ruszamy, a ja przez szybę nadrabiam zaległości fotograficzne:




Udajemy się na fakultatywny lunch - jedzonko bardzo dobre, cena 250 bathów
Przy restauracji - jak przy prawie wszystkich budynkach: domach mieszkalnych, hotelach, urzędach, restauracjach - domek dla duchów. Domki takie stawia się wszędzie, gdzie powstaje nowy budynek. A to po to, aby miały gdzie zamieszkać duchy, które wcześniej zamieszkiwały miejsce, gdzie teraz coś budujemy.... Przed domkiem takim stawia się jedzenie i napoje dla duchów - przecież jest bardzo ważne, aby dobrze żyć z najbliższymi sąsiadami :)))

Posyceni obiadkiem udajemy się na dalszy ciąg zwiedzania. Kolejny punkt to Pałac Królewski, na terenie którego możemy się przekonać, jak piękne mogą być budynki. Jak kolorowe i jak zmyślnie zaprojektowane!!!




Pierwsze znajomości....
Ciekawe kto odgadnie, który to jestem ja ;))))




Inne grupy zwiedzające Pałac:

Pierwszy sfotografowany kwiat lotosu:


Na terenie Pałacu znajduje się również słynny posążek Szmaragdowego Buddy. Musicie mi wierzyć na słowo, że jest piękny, bo zdjęć niestety nie można było tam robić.


Natomiast można było robić zdjęcia w kolejnej świątyni - Wat Po, gdzie znajduje się posąg leżącego Buddy. Akurat ta świątynia nie jest w programie Rainbow, ale na naszą prośbę Marta zgodziła się tam podjechać. Bilet wstępu - 50 bath. Posąg ma 46 m długości i 15m wysokości, naprawdę jest imponujący.



Te podeszwy są pokryte masą perłową, w rzeczywistości wyglądają nieźle :)))

Zdjęcia można było też robić w kolejnej świątyni Wat Traimit.Znajduje się tu posąg złotego Buddy. Ma on bardzo ciekawą historię. W latach pięćdziesiątych znaleziono przypadkiem wielką gipsową figurę Buddy. Był bardzo ciężki, do transportu użyto więc dźwigu. Podczas podnoszenia urwała się lina i posąg spadł. Nie rozpadł się, jak wszyscy przewidywali - tylko się "uszczerbał". I co się okazało? Pod gipsową osłoną ukryty był ważący ponad 5 ton złoty posąg!!! Szczerozłoty. Gipsem był oklejony, żeby chronić go przed złodziejami... A teraz wygląda tak:

Jak na jeden dzień mieliśmy już lekki nadmiar świątyń i posągów Buddy ;)
Na szczęście wieczorem zaserwowaliśmy sobie bardziej cielesne rozrywki... Bez skojarzeń ;)))Kolacja połączona z pokazem tajskich tańców klasycznych... Jest to w cenie wycieczki z Rainbow. Jedzonko podano na niskich stołach:






A co było później????

Tańce... Głównie tańce ;))))

Stroje powalały:





Tak się zakończył dzień trzeci wycieczki, ostatni dzień zwiedzania Bangkoku, ale nie ostatni dzień pobytu w tym mieście.... Pojawimy się tu jeszcze wracając pociągiem z Chiang Mai oraz wracając do Polski....

Brak komentarzy: