i ruszamy w trasę. Po drodze kolejna niespodzianka przygotowana przez Khuna (dla przypomnienia - nasz tajski przewodnik). Zatrzymujemy się na chwilę w przydrożnym "fast foodzie"... Tak tak - to pieczone szczury i przepiórki.
Generalnie w Tajlandii jada się wszystko co da się strawić, zarówno z flory jak i z fauny, więc po kilku jeszcze wizytach w innych "jadłodajniach" przestaniemy już zupełnie się dziwić że coś jest jadalne ;))).Kolejny przystanek na kawę i toaletę na stacji benzynowej. Po raz kolejny widzimy ciekawie pomalowaną ciężarówkę. Kolejna cecha tego kraju - bardzo dużo pojazdów malowanych jest w dziwne wzory. Mimo dość często padających deszczów ich samochody zawsze są czyste> Generalnie - nauczony doświadczeniami z krajów arabskich - w Tajlandii uderzyła mnie powszechna czystość - nie tylko samochodów, ale również ulic, domów, toalet, ludzi...
Tu zwiedzamy świątynię Wat Phra coś tam, nie zapisałem nazwy, a świątyń tam jest wiele :)

W Tajlandii widać bardzo dużo koloru żółtego. Dotyczy to zarówno ubrań jak i innych rzeczy - dekoracji, samochodów itd. Wynika to z szacunku, jakim Tajowie darzą swojego obecnie panującego Króla. Obecnie królem jest - od 61 lat - Rama IX (Bhumibol). Król urodził się w poniedziałek, a temu dniu przyporządkowany jest kolor żółty. W całym kraju zawsze obok ich flagi narodowej wiszą flagi królewskie - w kolorze właśnie żółtym.
W zwiedzanej właśnie świątyni żółte - poza ubraniami części zwiedzających były na przykład szarfy założone na posągi Buddy

O czystości w tym kraju już pisałem. Ludzi sprzątających widzi się na każdym kroku. Ma to - poza oczywistością, że jest po prostu czysto i schludnie - jeszcze jedno bardzo duże znaczenie - bezrobocie w tym kraju wynosi ok. 2% - nie pracują tylko Ci, którzy naprawdę nie chcą...
Przejeżdżamy kilka kilometrów i mamy kolejną świątynię, kolejny posąg Buddy ;)))
kolejny sposób na złożenie ofiary, a jednocześnie na uzyskanie spokoju ducha to wykupienie za drobną opłatę dzbanuszka z drobnymi monetami. Dzbanek musi być "pobrany" sprzed figurki Buddy przyporządkowanej dniu tygodnia, w którym taki wierny się urodził:
Monetki te rozkłada się do innych dzbanuszków ulokowanych już w samej świątyni wokół posągu Buddy.
Mój "osobisty" Budda wygląda następująco
Dość świątyń na dzisiaj ;)))
Jedziemy na obiadek. Po drodze jeszcze trochę popodziwiamy otaczającą przyrodę. Kolory w Tajlandii to nie tylko okazałe budowle, ale przede wszystkim przyroda: kwiaty, zieleń w różnych odcieniach, kolory wody... Będzie jeszcze trochę tych kolorów, teraz tylko skromne kwiatki ;)))
Znowu podjeżdżamy kawałek i zatrzymujemy się na latające warzywa.. Impreza polega na tym, że w przydrożnym barze kucharz smaży jakieś zielsko, chyba szpinak, turysta przebiera się w fartuch ochronny, wchodzi na kilkumetrowe podwyższenie i łapie pokrywą od patelni lecącą w jego kierunku potrawę... Szczerze??? Żenada.....
Wracamy do hotelu, szybki wypad do "Seven- Eleven" po piwo. 7-11 to nazwa sieci sklepów w całej Tajlandii, coś jak nasze Żabki - występują dosłownie co kilka metrów na każdej ulicy w każdym mieście... Z piwkiem wędrujemy do pokoju hotelowego - i - może w mniejszym stopniu niż wczoraj - ale znowu się integrujemy :) I tak już będzie do końca wycieczki.... Na wakacjach jednak najważniejsze jest towarzystwo.. I proszę bez niepotrzebnych skojarzeń..... :)))
1 komentarz:
Opis rewelacyjny czekam na relacje nastepnych wypraw,takie opowieści są naprawdę inspirujące:)Pierwszy raz jak ją czytałam to zaraz potem zarezerwowaliśmy z mężem wycieczkę do Tajlandii teraz po raz drugi odświeżyliśmy wspomnienia:)Relacja napisana w tak zabawny sposób że czyta się ją z wielką przyjemnością a i dostarcza wielu informacji.Polecam napisanie pradnika podróżniczego:)
Prześlij komentarz